Strona:Antychryst.djvu/115

Ta strona została przepisana.

i w czystości utrzymywała. Jest tu obraz Najświętszej Panny Kazańskiej, ku czci której kościół ten zbudowany. A ja za twoje zdrowie ślubowałam sprowadzić ten obraz i sama nocą przy nim szłam i na ramionach własnych go niosłam. A widzenie takie miałam w miesiącu maju dnia dwudziestego trzeciego. Zjawiła mi się Najświętsza i Przeczysta Królowa Niebieska i obiecała za mną prosić Boga Pana Syna swego, aby nie troski na szczęście zamienił. I ja niegodna słyszałam od niej słowo takie: »Uczciłaś ty mój obraz i do świątyni mej go sprowadziła, a ja cię wysoko wyniosę i syna twego zachowam«. A ty moja radości i dziecię moje miłe miej bojaźń bożą w sercu swojem. Odpisz mi drogi mój Olesiu chociaż jeden wierszyk, uspokój płacz mój serdeczny, bym choć trochę odetchnąć mogła od strapienia. Zmiłuj się nademną, twoją matką i odpisz. Kłaniam się tobie w pokorze«.
Kiedy carewicz skończył czytanie, carewna Marya oddała mu skromne podarki klasztorne od matki: mały obrazek, chusteczkę wyszywaną purpurą własnoręcznie przez carównę-zakonnicę i dwie lipowe czarki do wódki. Te nędzne podarki więcej go wzruszyły aniżeli list matki.
— Zapomniałeś o niej — rzekła Marya, patrząc mu prosto w oczy. — Nie piszesz i nic jej nie posyłasz.
— Lękam się — odrzekł carewicz.