Strona:Antychryst.djvu/13

Ta strona została przepisana.

tatki z powszechnej kroniki Baroniusza, pokryte rozsypanym tytuniem. Na otwartej naddartej Księdze, zwanej Geometryą, czyli o mierzeniu ziemi cyrklem ku nauce miłujących wiedzę — leżał niedojedzony ogórek solony; na ołowianym talerzu widać było przez pół ogryzioną kość i lepki odnalewki pomarańczowej kieliszek, w którym trzepotała się i brzęczała mucha. Ściany, obite brudną i podartą ceratą, zakopcony sufit, zmętniałe szyby okien podwójnych nie wystawionych pomimo gorącej pory czerwcowej, pokryte były rojami brzęczących i pełzających much. Unosiły się też roje ich nad głową carewicza. A w głowie jego myśli jak muchy roiły się też w bezładnym zamęcie. Myślał o bójce, którą zakończyła się pijatyka wczorajsza. Żybanda uderzył kułakiem Zasypkę, Zasypka Zachlustkę, a ojciec Piekło i Gracz z Molochem zwalili się pod stół. Wszystko to były przezwiska, dane przez carewicza swym współbiesiadnikom pijackim. A on sam, zwany w tym gronie Aleksym Grzesznikiem, także bił kogoś, darł za włosy, ale kogo, nie pamięta zgoła. Wtedy było to śmieszne, a teraz wstyd i odraza pozostały.
Głowa go pobolewała. Może nieźle byłoby jeszcze wypić nalewki: wybić klin klinem. Ale lenił się wstać, poruszyć się, zawołać na sługę. A tu wraz trzeba było ubierać się: naciągnąć ciasny mundur, przypasać szpadę, włożyć ciężką perukę, cd której głowa więcej jeszcze rozboli, i