małe, niezliczone jak te śmiertelne moskity, płyną wiekami po Newie i nikt ich nie zna, nikt się o nie nie troszczy.
Po powrocie zabrałam się do pisania dziennika w mojej małej izdebce, prawdziwej klatce ptaka, umieszczonej tuż pod szczytem domu.
Było parno. Otworzyłam okno. Czuć było smołę, żywicę, deszcz wiosenny. Na brzegu Newy dwaj cieśle, jeden młody, drugi stary, naprawiali łódź. Usłyszałam stuk młotów i śpiew monotonny, smutny. To ten młodszy śpiewał powoli, powtarzając bez przerwy te same słowa. Oto pieśń, którą mogłam zrozumieć:
W mieście Petersburgu
Na rzece, na Newie,
Na wyspie sławnej Wasilewskiej
Młody żeglarz łódź gotuje.
Spojrzałam na niebo, zielonkawo blade, jak lód przeźroczyste i zimne; wsłuchałam się w pieśń bardziej smutną jak łkanie i mnie samej przyszła ochota płakać.
W dniu dzisiejszym Jej Wysokość udała się do carowej, aby się uskarżyć w sprawie Gideonowa; Jej Wysokość żąda również, aby jej bardziej regularnie wypłacano pensyę.