Strona:Antychryst.djvu/147

Ta strona została przepisana.

jak się wydaje. Nikt go nie zna. Jak on mnie kocha. Ach droga moja Julianno, gdyby tylko miłość — a wszystko można znieść — wszystko byłoby dobrze... Kiedy dziecko mi się narodzi — proszę Boga, żeby syn — będę zupełnie szczęśliwa.
Nic nie rzekłam; nie miałabym serca odbierać jej złudzenia. I teraz już tak była szczęśliwa. Czy na długo? Biedna, biedna!


∗             ∗

Może być, że niesprawiedliwie sądzę carewicza, może istotnie nie jest on takim, jak się wydaje.
Jest to najskrytszy z ludzi. Skoro nie jest pijany, siedzi w swym pokoju ze swemi staremi księgami i rękopismami, studyuje, jak mówią, historyę powszechną i teologię, nie tylko rosyjską, ale też katolicką i protestancką; ośm razy podobno przeczytał Biblię niemiecką; albo znów rozprawia z mnichami, pielgrzymami i z różnymi ludźmi, niekiedy najniższego stanu.
Jeden z tych, co przy nim są na służbie, Teodor Ewarłakowski, młody człowiek, nie głupi, lubiący także czytać, bierze odemnie wszelkie książki, nawet łacińskie — powiedział mi raz o księciu następcy te słowa, które zaraz zapisałam po rosyjsku w książkę pamiętnikową, podarowaną mi przez Leibnitza, którą zawsze mam przy sobie: