Strona:Antychryst.djvu/152

Ta strona została przepisana.

— Amen — odpowiedział car — pełniący przy kniaziu-papieżu obowiązki protodiakona.
Wszyscy po kolei podchodzili do kniazia-papieża, kłaniali mu się do nóg, całowali w rękę, brali z rąk jego wielką łyżkę wódki i wypijali ją duszkiem; był to czysty spirytus, spiritus vini palony na czerwonym pieprzu indyjskim. Sądzę, że dosyć zagrozić tą okropną nalewką, aby zmusić do zeznań najzatwardzialszego zbrodniarza, a tutaj pić ją musieli wszyscy, nawet kobiety.
Pili za zdrowie wszystkich członków rodziny carskiej, z wyjątkiem carewicza i jego małżonki, chociaż oboje obecni byli na uczcie. Każdemu toastowi towarzyszyły wystrzały armatnie, tak potężne, że szyby w jednym oknie od nich popękały.
Goście upijali się tem prędzej, że do wina potajemnie dolewano wódki. W nizkich kajutach, pełnych ludzi, zrobiło się okrutnie duszno. Poczęto zrzucać kaftany, kamizelki, a nawet zrywano sobie nawzajem peruki. Jedni ściskali się i całowali, inni kłócili się, szczególnie pierwsi ministrowie i senatorowie, którzy zarzucali sobie nawzajem wziątki, szachrajki i łotrostwa różne.
— Ty masz metreskę, która cię dwa razy tyle kosztuje, co otrzymujesz pensyi.
— A grzybki w beczułce czy pamiętasz? — odezwał się drugi.
Grzybki, były to dukaty, przyniesione przez chytrego interesanta w beczułce, jako grzyby solone.