protekcyą. Sauffen — rauffen, popijemy się pobijemy się, zbudzimy się — pogodzimy się.
Wrogów zmuszono do wypicia na zgodę nalewki pieprzowej — i wkrótce obaj razem zwalili się pod stół.
Trefnisie wyli, ryczeli, kwiczeli, wymiotowali i pluli w twarz najpoważniejszym ludziom. Oddzielny chór, zwany »wiosną«, naśladował śpiew ptaków w lesie. Począwszy od słowika aż do piegzy, a tak głośno, że dźwięki różnych świstów i pisków odbijały się od ścian ogłuszającem echem. Dały się słyszeć dzikie pieśni taneczne z bezsensownemi prawie słowami, przypominające wrzaski na sabbacie czarownic:
Ej, pal! Ej pal!
Szyń — pien, sziwergań!
Wal trepaka
Nie żałuj kubraka!
W naszym damskim oddziale pijana stara baba-trefniś, księżna-przeorysza Rżewska, istna wiedźma, puściła się także w pląsy, ugiąwszy sukni i śpiewając ochrypłym od trunku głosem.
Patrząc na nią carowa, z przekrzywionemi na bok włosami, cała spotniała, czerwona, pijana, przyklaskiwała i przytupywała, wykrzykując: ej graj! ej pal! I śmiała się przytem jak szalona. Na początku pijatyki czepiała się Jej Wysokości, namawiając ją do picia. Ale spostrzegłszy, że