przed nim, jakby na inkwizycyi, posługującej się niby narzędziem tortury — winem.
Kniazia-papieża zbudzono i podniesiono ze stołu. Pod stołem wyspał się kniaź-Cezar. Zmuszono ich teraz tańczyć jeden naprzeciw drugiego, przyczem trzeba było podtrzymywać ich pod ręce, gdyż obaj ledwie trzymali się na nogach. Papież w błazeńskiej tyarze, uwieńczony pijanym Bachusem, trzymał w ręku krzyż z dwóch cybuchów. Cezar — w koronie błazeńskiej z berłem w ręku. Carewicz leżał na podłodze zupełnie pijany, jak martwy pomiędzy tymi dwoma trefnisiami, dwoma widmami dawnej wielkości: carem ruskim i ruskim patryarchą.
Co było potem, nie pamiętam i nie chcę sobie przypominać — zbyt to wstrętne.
Na sąsiednich okrętach odezwała się ranna pobudka. I na naszym dał się słyszeć dźwięk bębna i sam car był doboszem. Miało to znaczyć: »Była wielka batalia z Iwaszką Chmielnickim (Bachusem rosyjskim) i wszystkich on pobił«. Grenadyerzy wynosili na rękach pijanych dygnitarzy, jak ciała zabitych z pola bitwy.
Skoro ujrzeliśwy niebo, zdało nam się, że wychodzimy, mówiąc stylem wysokim, z piekła, a niskim — z brudnej jamy.
Dawno nie pisałam dziennika. Jej Wysokość chora była po pijatyce; zresztą cóż pisać? Wszyst-