ko tak smutne, że nie chce się mówić ani myśleć. Niech będzie, co ma być.
Nie omyliłam się. Pokój okazał się nietrwałym... Znów czarny kot przeleciał gomiędzy carewiczem a Jej Wysokością, znów nie widują się całymi tygodniami. I on też chory. Doktorzy mówili, że suchoty. Ja myślę poprostu: wódka.
Przyszedł carewicz ubrany po podróżnemu pomówił o czemś potocznem i nagle oznajmił:
— Adieu. Ich gehe nach Carlsbad.
Księżna-następczyni tak się zmięszała, że nie wiedziała co powiedzieć; nie spytała nawet na jak długo jedzie. Ja myślałam, że żartuje. Okazało się jednak, że zaraz prawie po wyjściu od nas siadł do pocztowej karetki i pojechał. Mówią, że istotnie udał się na kuracyę.
I ot znów same jesteśmy bez cara i carewicza.
Rodzice Jej Wysokości, zapewne uwierzywszy też głupim plotkom tutejszym, rozgniewali się na nią i przestali do niej pisywać. Jesteśmy opuszczone przez wszystkich.