Strona:Antychryst.djvu/159

Ta strona została przepisana.

ko tak smutne, że nie chce się mówić ani myśleć. Niech będzie, co ma być.

25 maja.

Nie omyliłam się. Pokój okazał się nietrwałym... Znów czarny kot przeleciał gomiędzy carewiczem a Jej Wysokością, znów nie widują się całymi tygodniami. I on też chory. Doktorzy mówili, że suchoty. Ja myślę poprostu: wódka.

4 czerwca.

Przyszedł carewicz ubrany po podróżnemu pomówił o czemś potocznem i nagle oznajmił:
Adieu. Ich gehe nach Carlsbad.
Księżna-następczyni tak się zmięszała, że nie wiedziała co powiedzieć; nie spytała nawet na jak długo jedzie. Ja myślałam, że żartuje. Okazało się jednak, że zaraz prawie po wyjściu od nas siadł do pocztowej karetki i pojechał. Mówią, że istotnie udał się na kuracyę.
I ot znów same jesteśmy bez cara i carewicza.
Rodzice Jej Wysokości, zapewne uwierzywszy też głupim plotkom tutejszym, rozgniewali się na nią i przestali do niej pisywać. Jesteśmy opuszczone przez wszystkich.