przeciągniętych ołówkiem. Puste komplementy, dyplomatyczne uprzejmości, a ona płacze nad niemi biedaczka.
Słyszeliśmy z boku, że carewicz w Karlsbadzie żyje incognito. Powróci tu dopiero przed samą zimą.
Aby zapomnieć, nie myśleć o naszych smutnych sprawach, postanowiłam zapisywać wszystko, co widzę i słyszę o carze.
Słusznie mówił Leibnitz: quanto magis hujus principis indolem prospicio, tanto eam magis ad miror. Im więcej rozważam obyczaj tego monarchy, tem więcej mu się dziwuję.
Widziałam jak car w kuźni admiralicyi sam kuł żelazo. Dworzanie usługiwali mu, rozpalali ogień, nadymali miechy, nosili węgle, plamiąc niemi jedwab i aksamit wyszywanych złotem swych ubrań.
— Ot jak car, to car, darmo chleba nie je. Lepiej od burłaka pracuje — rzekł jeden ze stojących obok prostych robotników.
Car miał na sobie fartuch skórzany, włosy podwiązane sznurkiem, rękawy zawinięte na rękach