Strona:Antychryst.djvu/17

Ta strona została przepisana.

Boga samodzielnym być sądzono«. O tak, co prędzej do tamtych, póki jeszcze nie stracone wszystko. Wszak wzywają go i oczekują »tajemni męczennicy«.
Zerwał się, jak gdyby naprawdę chciał gdzieś uchodzić, coś postanowić, coś stanowczego uczynić — i zamarł cały w oczekiwaniu, przysłuchując się dochodzącym go dźwiękom.
Wśród ciszy zabrzmiał metaliczny, powolny odgłos bijącego zegaru. Wybiła godzina 9 i wraz z ostatniem uderzeniem drzwi z cicha zaskrzypiały i wysunęła się przez nie głowa starego kamerdynera, Iwana Afanasycza Bolszego.
— Czas jechać. Wasza Wysokość ubierać się będzie? — zamruczał stary wedle swego zwyczaju w tonie jakiejś ponurej złości, jakby chciał wymyślać swemu panu.
— Nie trzeba, nie pojadę — rzekł Aleksy.
— Jak wola, ale nakazano być wszystkim. Pan ojciec gniewać się znów będzie.
— No idź, idź już — zaczął carewicz, ale spojrzawszy na nastroszoną pełną pierza głowę sługi, jak u niego samego, z niegolonem, wymiętem i zaspanem obliczem, przypomniał sobie, że jego to właśnie, Afanasycza, darł wczoraj po pijanemu za włosy.
Długo carewicz patrzał na starego z tępem zadziwieniem, jakby teraz dopiero naprawdę się zbudził.
Ostatni czerwonawy odblask zagasł w oknie i wszystko nagle poszarzało, jakby pajęczyna, o-