Strona:Antychryst.djvu/171

Ta strona została przepisana.

do Menszykowa: »Myślisz, że ja taki rozpustnik jak ty? Za 500 gwinei służą mi staruszkowie gorliwie swym rozumem, a ta licho mi usłużyła, wiesz czem«.
Carowa wcale nie zazdrosna. Opowiada jej sam wszystkie sprawki erotyczne, kończąc uprzejmym komplementem: »A zawsze jednak Kasiu, ty najładniejsza«.
O adjutantach cara dziwne krążą wieści. Jeden z nich jenerał Jagużyński, dogodził carowi takim sposobem, że o tem niepodobna mówić. Piękny Lefort wedle wyrażenia jednego ze starych rozpustników tutejszych, pozostaje z carem w tak poufnych stosunkach, że obaj mieli wspólną kochankę. Mówią, że i carowa, zanim połączyła się z carem, była kochanką Menszykowa, którego później zastąpił Lefort. Menszykow, ten »mąż podłego rodu«, który — wedle wyrażenia samego cara — »bezprawnie poczęty, w grzechu urodzony przez matkę, a w szachrajstwie skończy swoje dni« — ma nad nim władzę prawdziwie niezrozumiałą. Zdarza się, że car bije go jak psa, przewraca na ziemię i kopie nogami, zda się koniec ich przyjaźni, a wkrótce znów godzą się i ściskają. Na własne uszy słyszałam, jak car nazywał go swoim »ukochanym Olesiem«, swoim »dzieciątkiem serdecznem«, a on podobnie się mu odwzajemniał, ten były uliczny handlarz do takiego posunął się zuchwalstwa, że raz, prawda po pijanemu, powiedział do carewicza: