puszczająca się z różnych zakopconych kątów zapełniła całą izbę szarawą siecią.
A głowa wciąż sterczał we drzwiach jak przylepiona.
— Ubierać się każecie? — powtórzył Afanasycz w bardziej jeszcze ponurym tonie.
Aleksy zmęczonym ruchem machnął ręką.
— Niech tam — dawaj ubranie.
A widząc, że głowa nie znika, jakby oczekując na coś, dodał:
— A możeby nalewki, orzeźwić się? Głowa aż trzeszczy.
Stary nic nie odpowiedział, ale popatrzył na pana, tak jakby chciał rzec: »nie twojej to głowie trzeszczeć po wczorajszem«.
Pozostawszy sam, carewicz załamał ręce, aż palce chrupły w stawach, przeciągnął się i ziewnął. Wstyd, strach, żal, żądza skruchy, żądza wielkiego czynu, nagłego porywu — wszystko to odezwało się w tem powolnem nie powstrzymanem aż do bólu, aż do kurczu w szczękach, straszniejszem od szlochu i jęku beznadziejnem ziewnięciu.
Po upływie godziny wymyty, ogolony, orzeźwiony, ciasno zapięty w wązkim z zielonkawego, niemieckiego sukna z czerwonemi wyłogami i zielonemi galonami mundurzu sierżanta gwardyi peobrażeńskiej, jechał carewicz w swojej sześciowiosłowej łodzi w dół po Newie ku Ogrodowi Letniemu.
Strona:Antychryst.djvu/18
Ta strona została przepisana.