Wreszcie ukazała się gwiazda poranna »Fosforus« z oznajmieniem:
Tako ten akt kończymy,
Dziękujem i dobrej nocy życzymy.
Dano nam pisany afisz o przedstawieniu, mającem się odbyć w drugiej szopie. »Za opłatą po pół rubla od osoby włoskie lalki i maryonetki długie na dwa arszyny po teatrze swobodnie chodzić będą i przedstawią wielce sztucznie jako żywą: Komedyę o Doktorze Fauście. Takoż i koń uczony, jak poprzednio, działać będzie«.
Przyznam się, nie oczekiwałam spotkać Fausta w Petersburgu i to jeszcze w towarzystwie z koniem uczonym.
Niedawno w tymże teatrze dawano »Wytwornisie śmieszne«, tj. Précieuses ridicules Molière’a. Dostałam do rąk przekład. Sporządził go na rozkaz cara jeden z jego trefnisiów, zwany »królem Samojedów«. Zapewne przekładał go po pijanemu, bo tłómaczenie jego zupełnie bez sensu. Biedny Molière! W cudackich »galanteryach« samojedzkich wdzięk tańcującego niedźwiedzia białego.
Okropny mróz z przenikającym do kości wiatrem; istna burza lodowa. Przechodnie, zanim się