Strona:Antychryst.djvu/203

Ta strona została przepisana.

Mówią, że carewicz pewnego razu ośmielił się być otwartym i doniósł ojcu o nieznośnych cierpieniach ludu. Odtąd popadł w niełaskę.

23 lutego.

Kocha tkliwie swoją córeczkę Natalkę. Dzisiaj, siedząc przy niej na ziemi, z kawałków drzewa budował jej domki, chodził na czworakach, udając psa, albo konia, albo wilka. Rzucał piłkę, a gdy wpadła pod łóżko, albo pod szafę, dostawał ją stamtąd, walając się w kurzu i pajęczynie. Nosił dziewczynkę do swego pokoju na rękach, pokazywał ją wszystkim i pytał:
— A co ładna dziewczyna? gdzie znaleźć taką drugą.
Sam podobny był do małego chłopca.
Natalka rozumna nad wiek. Gdy chce wziąć do rąk coś wzbronionego i gdy jej zagrożą gniewem mamy, słucha zaraz, ale gdy jej tylko wprost nie pozwalają — śmieje się i jeszcze bardziej dokazuje. Skoro widzi, że carewicz w złym humorze, siedzi cicho i patrzy na niego bacznie; gdy się odwróci, śmieje się głośno i macha rączkami.
Doznaję dziwnego uczucia, gdy patrzę na te jej pieszczoty z ojcem i zda mi się, że mała nie tylko kocha, ale i żałuje carewicza, jakby coś wiedziała o nim, czego nikt jeszcze nie wie. Szczególne przykre uczucie — jak wtedy gdy