Strona:Antychryst.djvu/21

Ta strona została przepisana.

Syn djaczka, jako chłopiec siedmioletni wprost od Psałterza i Godzinek, dostał się na statek odpływający do Amsterdamu z ładunkiem dziegcia, lnu, skór i dziesięciu »młodzieńców rosyjskich«, wybranych stosownie do ukazu Piotra z pośród bystrzejszych chłopców i wysłanych na naukę za morze. Nauczywszy się w Holandyi nieco geometryi, a więcej mytologii, Awramow »wychwalany był przez tamecznych mieszkańców i opublikowany w drukowanych kurantach«. Z natury nie głupi, bystry nawet, ale jakby raz na zawsze wprawiony w zdumienie, odurzony zbyt nagłem przejściem od Psałterza i Godzinek do Owidiusza i Wirgiliusza, nigdy już potem nie mógł przyjść do siebie. Myśli jego i uczucia przypominały stan przestraszonych nagłym zbudzeniem ze snu małych dzieci. Stąd ten wyraz odurzenia i przestrachu, który właściwy był zawsze jego twarzy.
— Miłościwy panie — mówił Awramow jednostajnym płaczliwym głosem, jakby komar brzęczał — jak Bogu wyspowiadam się waszej Wysokości. Sumienie mię niepokoi, że oto chrześcianami będący, kłaniamy się bałwanom pogańskim...
— Jakim bałwanom?
Awramow wskazał na stojące po obu stronach alei posągi marmurowe.
— Ojcowie i dziadowie nasi po domach swoich i przy drogach obrazy święte wieszali, a my wstydzimy się tego i bezwstydne wznosimy bałwany.