ma karmiła dziecko. Tejże nocy pogorszyło się jej, przyszła gorączka, wymioty, dreszcze i bóle tak silne, iż krzyczała więcej, aniżeli przy porodzie.
Dowiedziawszy się o tem car, który sam był chory, przysłał księcia Menszykowa z czterema medykami; ci znaleźli ją już umierającą — in limine mortis.
Kiedy namawiali ją, aby wzięła lekarstwo, rzuciła szklankę na podłogę, mówiąc:
— Nie męczcie mnie, dajcie mi umrzeć spokojnie; nie chcę żyć.
W wilię śmierci wezwała barona Lewenwolda i oznajmiła mu swą ostatnią wolę: aby nikt z jej blizkich ani tu, ani w Niemczech nie ośmielł się źle mówić o carewiczu; mówiła, że umiera młodo, wcześniej niż myślała, ale zadowolona jest ze swej doli i nikogo o nic nie obwinia.
Potem żegnała się ze wszystkiemi. Błogosławiła mię, jak matka. Ostatniego dnia carewicz nie odchodził od jej łoża. Wyraz twarzy miał taki, że strach było na niego patrzeć. Trzykrotnie wpadał w omdlenie. Ona z nim nic nie mówiła, jakby nie poznawała go. Ale przed samą śmiercią, kiedy zbliżył się do niej, długo nań popatrzała i powiedziała coś cicho; usłyszałam tylko:
— Wkrótce... wkrótce... Zobaczymy się...
Odeszła, jakby zasnęła. Po śmierci twarz miała tak pełną szczęścia, jak nigdy za życia.
Na rozkaz cara zrobiono sekcyę ciała. Sam był przy niej obecny.
Strona:Antychryst.djvu/213
Ta strona została przepisana.