Strona:Antychryst.djvu/24

Ta strona została przepisana.

po czerwonym punkcie ognistym, żarzącym się zapewne w fajce holenderskiej — wysokość nad ziemią tego punktu okazywała olbrzymi wzrost palacza — carewicz poznał ojca.
Szybko zwrócił na boczną dróżkę labiryntu z krzaków bzu i bukszpanu. »Jakby zając, zmykający w krzaki!« pomyślał zaraz ze złością wewnętrzną z powodu tego ruchu swego prawie bezwiednego, nie mniej przeto poniżająco tchórzliwego.
— Czart wie co pleciesz Awramku — ciągnął dalej z udaną niechęcią, aby skryć wstyd. — Chyba rozum ci się pomięszał od zbytniego czytania.
— Ismą prawdę mówię, Wasza Wysokości — odpowiedział Awramow, nie okazując żadnej obrady. — Sam ja na sobie poczułem nieczystą siłę tych czarów. Szatan mnie podkusił, abym poprosił ojca waszego hosudara o księgi Owidiusza i Wirgiliusza do wydrukowania. Jednę z nich, z figurami sprośnych bogów i różnych ich spraw niegodziwych, już zacząłem drukować. Od tej pory rozum utraciłem i w żądze lubieżne popadłem. Bóg odemnie odstąpił i we śnie pokazywały mi się różne bogi, a osobliwie Bachus i Wenus.
— A w jakim kształcie? — zapytał carewicz nie bez ciekawości.
— Bachus — tym kształtem, jak wyobrażają personę heretyka, Marcina Lutra — Niemiec czer-