Strona:Antychryst.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Fedoska zwiódł rozmowę na ulubiony swój przedmiot, na szkody wynikające z mnichostwa.
— Mnichy darmozjady są; wykręcają się od podatków, ażeby chleb darmo jeść. Cóż z nich za pożytek społeczeństwu? Za nic mają swój stan obywatelski, oczerniają go nawet, jako marność światową, o czem jest też przysłowie: Kto mnichem zostanie, ten jako wprzód królowi ziemskiemu, teraz służy niebieskiemu królowi. Na pustyniach bydlęcy żywot wiodą. A tego nie pojmują, że prawdziwych pustyń w Rosyi być nie może zimnemu klimatowi gwoli.
Aleksy rozumiał, że ta mowa o nieużytecznych, świątobliwych pustelnikach, to kamień rzucony do jego ogrodu.
Chciał wstać, ale Piotr spojrzawszy na niego rzekł:
— Siedź.
Carewicz siadł z pokorą i spuścił oczy, jak sam to czuł, z wyglądem »hipokryckim«.
Fedoska był w werwie. Zachęcony baczną uwagą cara, który wydobył książkę notatkową i zapisywał w niej myśli do przyszłych ukazów — rozprawiał o nowych sposobach, rzekomo mających poprawić zakonyz a w istocie rzeczy, jak się wydało carewiczowi, zmierzających do ostatecznego ich wytępienia.
— W klasztorach męskich należy pomieścić szpitale dla dymisyonowanych dragonów, a także szkoły geometryi i arytmetyki, w klasztorach ko-