Strona:Antychryst.djvu/264

Ta strona została przepisana.

brzymich ptaków, zrywał dachówki z dachu. Chwilami zdawało się, że już zrywa dach i wszystko z sobą unosi. W odgłosach burzy słychać było jęki tonących, od chwili do chwili oczekiwano zapadnięcia się całego miasta.
Jedna z dam, żona rezydenta duńskiego, będąca w stanie brzemiennym, pochwycona została przez tak straszne bóle, iż krzyczała, jak pod nożem. Obawiano się, że poroni.
Juszka Proskurow modlił się: »Ojcze niebieski, Mikołaju cudotwórco, święty Sergiuszu, zmiłujcie się«! Trudno było uwierzyć, że to ten sam wolnomyślny filozof, który niedawno jeszcze dowodził, że dusza nie istnieje.
Michał Awramow także w strachu okropnym, cieszył się jednak złą radością.
— Z Bogiem nie żarty! Sprawiedliwy gniew Jego. Zniknie dom ten z oblicza ziemi, jak Sodoma i Gomora. Wejrzał Bóg na ziemię i ujrzał ją zgniłą, albowiem wszelkie stworzenie kroczy po drogach nieprawości. I rzekł Pan: Niech będzie koniec przed obliczem mojem wszelkiemu stworzeniu. Ześlę na ziemię potop wód i wytępię wszystko, co istnieje na obliczu ziemi.
Słuchając tych proroctw, ludzie schronieni na poddaszu doznawali nieznanej im trwogi, jakby wobec nadchodzącego końca świata.
W okienku poddasza na czarnem niebie zabłysła zorza. Wśród szumu huraganu dał się słyszeć dźwięk dzwonu. Dzwoniono na trwogę. Stangreci,