Strona:Antychryst.djvu/308

Ta strona została przepisana.

udana, że być może bliższym był śmierci, niż sam myślał, niż inni myśleli. Na czaszce wyłysiałej z przodu, w workach pod oczami, w wystającej naprzód niższej szczęce, w całej twarzy nabrzmiałej, jakby blado żółtej, było coś ciężkiego, martwego, jakby maska zdjęta z oblicza nieboszczyka. Tylko w wielkich rozszerzonych, nadmiernie błyszczących, na wierzch wysadzonych oczach, przypominających oczy schwytanego ptaka drapieżnego, był dawny wyraz młodzieńczy, połączony wszakże z niezmiernem zmęczeniem, wzbudzającem prawic litość.
I Aleksy zrozumiał też, że chociaż wiele myślał o śmierci ojca, oczekiwał jej i pragnął bezwiednie, ale w istocie rzeczy nigdy jej nie pojmował, jakby nie wierzył, że ojciec może umrzeć. Teraz tylko po raz pierwszy uwierzył... I zdumienie ogarnęło go; i nowy, nigdy przedtem nie doznawany strach — strach już nie o siebie, lecz o niego: czem musi być śmierć dla takiego człowieka? jak on będzie umierał?
— Albowiem człowiekiem jestem i śmierci podlegam — ciągnął dalej Piotr — komuż przeto pozostawię to, co przy pomocy Bożej zasadziłem i co plony niejakie już przynosi? Temu-li, który stał się podobien do onego sługi leniwego, o którym mówi Ewangelia, jako zakopał talent swój w ziemię i wzgardził darem od Boga mu danym? Jeszcze i o tem wspomnę, jakim złym obyczajem, jakim uporem jesteś napełnion; choć