Strona:Antychryst.djvu/318

Ta strona została przepisana.

wiczu, idź sobie z Bogiem. Widzisz, hosudar niezdrów.
Piotr odwrócił się, ujrzał spokojną, wesołą prawie twarz Katienki — i zaraz oprzytomniał. Ręce podniesione opadły, owisły jak sznury, a całe ogromne ciężkie jego ciało padło na fotel, jak pada drzewo podcięte u korzenia.
Aleksy patrząc na ojca uporczywie z podełba, zgięty, najeżony, jak zwierz patrzący na zwierza, powoli cofał się ku wyjściu i dopiero na progu szybko się obrócił, drzwi otworzył i wyszedł.
A Katienka usiadła na poręczy fotelu, wzięła w ramiona głowę Piotra, przycisnęła ją do piersi swych pełnych, tłustych, miękkich, jak poduszka, prawdziwych piersi karmiących. Obok żółtej, chorej, starej prawie twarzy cara, młodą prawie wydała się rumiana twarz Katienki, pokryta delikatnym puszkiem z małymi dołkami, z wysokiemi sobolowemi brwiami, o nizkiem czole, o włosach czarnych i oczach wielkich, wypukłych z niezmiennym uśmiechem na ustach, jaki widzieć można na portretach monarszych. Zresztą z całego oblicza wyglądała nie tyle na monarchinię, ile na służącą w zajeździe niemieckim, albo na sołdatkę rosyjską praczkę, jak sam car ją nazwał, praczkę, towarzyszącą swemu staremu we wszystkich wyprawach, opierającą, obszywającą go, i przykładającą mu synapizma, nacierającą mu brzuch, gdy kolka chwyciła.