ruszające wahadło błyszczało jak gzygzak błyskawicy. Małpka już od dawna nie widziała słońca. Usiłując jakby coś sobie przypomnieć, patrzyła z żałosnym podziwem na obce sobie, blade, zimowe słońce, mrużyła oczy i czyniła różne grymasy, jak gdyby przedrzeźniając konwulsyjne drgania twarzy Piotra. I było dziwne, straszliwe podobieństwo błazeńskich wykrzywień w dwóch tych twarzach — maleńkiego zwierzątka i wielkiego cara.
Aleksy powracał do domu.
Miał uczucie, jakiego doznawać mogą ludzie, którym odcięto nogę albo rękę. Ocknąwszy się, chcą dotknąć miejsca, gdzie był członek odcięty i widzą, że go już niema. Tak carewicz czuł w duszy swej miejsce, gdzie była miłość dla ojca i widział, że jej tam już nie ma. »Jako członek zgangrenowany odcięty«, przypominał sobie słowa ojcowskie. Jakby wraz z wielkiem jego miłowaniem wszystko zeń wyjęto, pusto w nim było — ni nadziei, ni strachu, ni żalu, ni radości; pusto, lekko, straszliwie.
I dziwno mu było, że tak szybko, tak prosto spełniło się jego życzenie: ojciec umarł...
Strona:Antychryst.djvu/320
Ta strona została przepisana.