Strona:Antychryst.djvu/327

Ta strona została przepisana.

nowego smrodliwego tchnienia. I nastała sprosność opustoszenia w miejscu świętem.
Uchodząc jakby przed niewidzialną pogonią, wybiegł carewicz z dworca, nie oglądając się, mijajając szybko korytarze sienne, schody, tak iż Ojciec Iwan na swych starych nogach ledwie mógł za nim podążyć. Dopiero na dworze, pod niebem odkrytem zatrzymał się Aleksy i odetchnął swobodnie. Czyste tu było i chłodne powietrze jesienne; czystymi zdały się białe kamienie soborów.
Na rogu przy samym kościele Zwiastowania znajdowała się długa, nizka ława, gdzie zwykł siadać często Ojciec Iwan, by grzać na słońcu stare kości.
Carewicz upadł znużony na ławkę; stary poszedł do domu, ażeby przygotować nocleg. Aleksy sam pozostał.
Czuł się tak znużonym, jakby przeszedł tysiąc wiorst. Płakać chciał, ale łez mu nie stało: serce płonęło i łzy na niem osychały jak woda na rozpalonym kamieniu.
Spokojne światło wieczorne płonęło jak lampka na białej ścianie. Złota kopuła soboru błyszczała ogniście, niebo stawało się liliowem i ciemniało, przybierało barwę podobną do barwy więdnącego fijołka. I białe wieżyce wydały się olbrzymimi kwiatami o płatkach złotych.
Wtem dało się słyszeć bicie zegarów na bliższych i dalszych bramach i wieżach. W cichem