powietrzu drżały powolne fale przeciągłych dźwięków, jak gdyby zegary wzywały się nawzajem, jakby rozmowę wiodły o tajnikach przeszłości i przyszłości. Stare zegary uderzały szybko; mnóstwo drobnych dzwonków towarzyszyło wielkiemu dzwonowi, który znaczył godziny muzyką kościelną, zachrypłą, ale uroczystą jeszcze; nowe dzwony holenderskie odpowiadały melodyami kurantów i tańców modnych »na sposób amsterdamski«. A wszystkie te dawne i nowe dźwięki przypominały Aleksemu dalekie, dalekie dzieciństwo.
Przymknął oczy i dusza jego pogrążyła się w tę ciemną dziedzinę pomiędzy snem i jawą, gdzie przemieszkują mary przeszłości. Jak cienie przesuwające się po białej ścianie, gdy promień słoneczny przez szczelinę okiennicy wnika do ciemnej komnaty, przechodziły przed wzrokiem jego duszy wspomnienia — widzenia. A po nad wszystkiemi panował jeden groźny obraz ojca. I jako pielgrzym, który z wysokości w nocy przy błyskawicy widzi całą przebytą drogę, tak on w straszliwym blasku tego obrazu widział całe swe życie.
Oto jest w szóstym roku życia.
W staroświeckiej karocy carskiej, obitej czerwonym aksamitem o szybach z miki, zasłonię-