Strona:Antychryst.djvu/338

Ta strona została przepisana.

padł jak ptaszek z gniazda wprost na zmarzłą twardą ziemię.
Wielka zimna izba z gołemi, szaremi ścianami; w oknach kraty żelazne. Teraz już nie śpi, a zawsze spać mu się chce i wyspać się nie może — budzą zbyt wcześnie. Przez mgłę, która gryzie go w oczy, widzi długie kazamaty, żółte magazyny, budki malowane w pasy, wały ziemne z piramidami kul i lufami armat. A dalej pole sokolnicze, pokryte szarym śniegiem, który taje pod niebem szarem, zaczernionem stadami zmokłych wron i kruków. Słychać odgłos bębna, okrzyki ćwiczeń wojennych: Do szeregu, do szeregu! Broń na ramię, broń do nogi! Na prawo, marsz! — I suchy trzask wystrzałów i znów odgłos bębna.
Obok niego ciotka, carewna Natalia Aleksiejewna, stara panna z żółtą twarzą i kościanymi palcami, które boleśnie go szczypią, i złemi kłującemi oczami, które patrzą na niego tak, jakby go zjeść chciały: »Ach ty parszywe szczenię Awdotii«!
Dopiero w późniejszym znacznie czasie dowiedział się, co się stało. Car, powróciwszy z Holandyi, żonę, carowę Awdotię, posłał do klasztoru Susdalskiego, gdzie przemocą obleczono ją w suknię zakonną pod imieniem Heleny, a syna wziął z teremów Kremlińskich do Preobrażeńska do nowego pałacu. Obok pałacu tajna kancelarya, gdzie prowadzi się śledztwo o buncie strzelców. Każdego dnia pali się tam więcej jak trzydzieści stosów, którymi torturują powstańców.