Strona:Antychryst.djvu/346

Ta strona została przepisana.

woła, serdecznie przemówi. Jedno słowo, jedno spojrzenie — i Alosza ożyłby, zrozumiałby, czego chcą od niego. Ale ojciec czasu nie ma; w ręku jego to szpada, to pióro, to cyrkiel, to siekiera. Wojuje ze Szwedem, wbija pierwsze pale, buduje pierwsze domy Petersburga.

»Najmiłościwszy Panie ojcze, proszę cię łaskawie o rozkazanie, aby mi doniesiono wiadomości o zdrowiu twem, ku pociesze mojej, której zawsze najusilniej pragnę.

Synek twój Alosza, błogosławieństwa
twego pragnę i ukłony przesyłam.

Z Petersburga 25 sierpnia 1703 roku.«

Tak w listach, pisanych pod dyktandem nauczyciela, ośmiela się dodawać serdeczniejsze słowo — czułości lub skargi. Samotny, zdziczały, zahukany, rośnie jak zielsko pod parkanem kazamatów pułkowych.
Narwa wzięta szturmem. Car obchodząc uroczyście zwycięstwo, czyni przegląd wojsk przy huku armat i muzyce. Carewicz stoi przed frontem i widzi z oddali zbliżającego się doń młodego olbrzyma z twarzą wesołą, a groźną. To on, on sam — nie sobowtór-odwrotnik, a istotny, dawny, rodzony ojciec. Serce chłopca uderza silnie, zamiera znów od szalonej nadziei — jakby