wszystkich swych spraw, nocy nie dosypiał. Kiedy choroba się wzmagała, kazał odprawiać nabożeństwa, ślubował wybudować cerkiew pod wezwaniem św. Aleksego, człowieka Bożego.
Nastały miłe, radosne, powolne dni powrotu do zdrowia. Alosza czuł, że dobroć ojca jak promień słoneczny i ciepło sił mu dodaje, leczy go.
W błogiem poczuciu słodkiej omdlałości całymi dniami leżał nieruchomo, patrzał i nie mógł się napatrzeć na prostą a wspaniałą twarz ojca, na jasne, straszliwe a miłe oczy, na ujmujący, jakby nieco chytry uśmiech niewieścio delikatnych wywiniętych warg. Ojciec wszelkimi sposobami dogadzał Aloszy i pieścił go. Raz podarował mu toczoną z kości słoniowej tabakierkę własnego wyrobu z napisem: »Drobnostka, lecz z serca dobrego«. Carewicz przechowywał ją troskliwie przez długie lata. I bywało za każdym razem, gdy spojrzy na nią — jakieś ostre, kolące uczucie jakby żal bezmierny do ojca, przenika jego serce.
Innym razem, z lekka gładząc włosy syna, Piotr powtarzał nieśmiało, jakby usprawiedliwiając się:
— Jeśli rzekłem lub uczyniłem ci coś przykrego, dla miłości Boga nie pomnij o tem. Wybacz Alosza. Gdy życie ciężkie, najmniejsza przeciwność nas drażni. A żywot mój ciężki zaiste. Z nikim o niczem pomyśleć wspólnie. Ani jednego pomocnika!...
Alosza jak bywało w dzieciństwie objął ojca za szyję rękami i, cały drżąc, zamierając od wstydliwej czułości, szeptał mu do ucha:
Strona:Antychryst.djvu/353
Ta strona została przepisana.