Strona:Antychryst.djvu/356

Ta strona została przepisana.

dany przez syna rysunek i wzruszał przy tem ramionami. — Coś dużo, widać, nauczyłeś się w obcych krajach.
Alosza ostatecznie wpadał w pomieszanie, plątał się jak przyłapany na gorącym uczynku i zagrożony rózgą uczeń.
Aby uniknąć tej tortury, brał lekarstwa, udawał chorego.
Trwoga zmieniała się w nienawiść.
Przed wyprawą pruską car ciężko zachorował, bliski był śmierci. Skoro carewicz powziął o tem wiadomość, błysła mu myśl o możliwej śmierci ojca, a błysła radością. Radość ta przeraziła go; odpędzał ją od siebie, a nie mógł jej stłumić. Ukryła się gdzieś w głębi jego duszy, jak zwierz w zasadzce.
Pewnego razu, podczas pijatyki, kiedy car swoim zwyczajem kłócił między sobą pijanych, aby z wymysłów i zarzutów, jakiemi się nawzajem obrzucali, poznać myśli swego otoczenia, carewicz, także pijany, począł mówić o sprawach państwowych, o gnębieniu ludu.
Wszyscy ucichli; nawet trefnisie przestali błaznować. Car słuchał uważnie. Serce Aloszy zabiło nadzieją: a nuż zrozumie, wysłucha.
— No, dość bredni — wstrzymał go nagle car, z dobrze znanym, a nienawistnym Aloszy uśmiechem. — Widzę, że na sprawach politycznych i państwowych tyle się znasz, co niedźwiedź na grze organowej.