Strona:Antychryst.djvu/362

Ta strona została przepisana.

— Hosudar carewicz, panie najjaśniejszy, nie gniewaj Boga, nie mów słów bezrozumnych. Wielka jest władza ojcowska. I w Piśmie powiedziano: »Czcij ojca twego«...
Carewicz przestał nagle płakać, obejrzał się szybko, popatrzał na starca długo, bacznie.
— A wszakże i to ojcze w piśmie powiedziano: »Nie przyszedłem bym pokój przyniósł, lecz miecz — przyszedłem rozłączyć syna od ojca«. Słyszysz stary? Pan oddzielił mnie od ojca mego. Pański ja miecz w serce rodzica mego wrażony, ja — sąd i kara nań od Pana. Nie za siebiem powstał, a za kościół, za państwo, ja cały lud chrześciański! Gorliwy jestem o Pana i nie ukorzę się, nie poddam się, nie upokorzę się przed ojcem aż do śmierci! Ciasno nam obu na świecie! Albo on, albo ja!...
Z twarzą wykrzywioną konwulsyjnie, z trzęsącą się dolną szczęką, z groźnym płomieniem w oczach, stał podobny do ojca nagłem, jakby widmowem podobieństwem.
Starzec patrzał nań w przerażeniu, patrzał nań jak na opętanego i żegnał go i sam się żegnał i wstrząsał głową i przeżuwał zgrzybiałymi ust słowa zgrzybiałej mądrości:
— Poddaj się, poddaj dziecię! upokorz się przed ojcem...
Zlało się, starożytne mury Kremlu i dworce i sobory i ziemia sama z grobami ojców — wszystko tu powtarzało: upokórz się, upokórz się!...