Kiedy carewicz wszedł w dom klucznika, siostra jego, stara Marta, mamka Aloszy, spojrzawszy na twarz jego, pomyślała, że chory. Jeszcze się więcej zatrwożyła, skoro wymówił się od wieczerzy i poszedł wprost do swej sypialni. Staruszka chciała go napoić kwiatem lipowym, natrzeć kamforą ze spirytusem. Aby ją uspokoić, poddał się troskliwym jej staraniom. Własnoręcznie ułożyła go w łóżku wśród miękkiej, mięciutkiej pościeli z całą górą pierzyn i poduszek. Cicho paliła się lampka przed obrazem; w izbie unosił się zapach suszonych ziół leczniczych; usypiający był szept staruszki, która prawiła stare bajki dziecinne o Iwanie carewiczu i szarym wilku, o kogutku złotogrzebieniastym, o łapciu, pęcherzu i słomce, co razem chcieli rzekę przejść, ale słomka się złamała, łapeć zatonął, a pęcherz nadymał się, nadymał — aż pękł. Aloszy zdało się wśród ogarniającej go drzemki, że stał się znów małym chłopcem, że leży w swej pościółce u babki w teremie, a wszystko co zdało się być — nie było na prawdę i nie Marta Afanasiewna a babka nad nim się nachyla i okrywa go, i otula, i żegna, i szepcze: »Śpij miły Aleszonka, śpij z Bogiem dzieciątko««. I cicho, cicho dokoła. Siryn, ptak rajski, śpiewa pieśni królewskie. Słuchając śpiewu słodkiego, Alosza jakby zamiera, zasypia snem wiecznym, bez marzeń i widzeń.
Ale nad ranem przyśniło mu się, jakoby szedł w Kremlu po placu Czerwonym, otoczony
Strona:Antychryst.djvu/363
Ta strona została przepisana.