dać nie kopiejkę ale 7 guldenów. Przypomina sobie we śnie, że pomiędzy innymi wydatkami zapisał w dzienniku podróżnym. »22 listopada — za przewóz przez rzekę 3 guldeny; za popas w karczmie żydowskiej 5 guldenów; zziębniętemu żebrakowi 7 guldenów«. Już wyciąga rękę do żebraka. — W tem czyjaś ciężka dłoń chwyta go za ramię i gruby głos, zapewne wartownika przy szlabanie, mówi:
— Za dawanie jałmużny sztrafu rubli pięć, a żebraków bić knutem, nozdrza im rwać i wysyłać na Rogerwik.
— Zmiłuj się — błaga Alosza — lisy mają swe nory i ptaki swe gniazda, — a ten nie ma gdzie głowy skłonić.
I spoglądając na zziębłego żebraka, widzi, że oblicze jego jak słońce, że to jest — sam Chrystus.
»Mój synu!
»Ponieważ gdy przy rozstaniu z tobą zapytywałem cię o postanowieniu twojem w wiadomej sprawie, a ty odpowiedziałeś jak zawsze, że zrzekasz się następstwa z powodu słabości, i wolisz raczej wstąpić do klasztoru, na co ja ci rzekłem, żebyś jeszcze o tem pomyślał i napisał mi jakie poweźmiesz postanowienie, czego na próżno przez siedem miesięcy oczekiwałem — a zatem obecnie (jako, że czasu do namysłu dosyć miałeś) po o-