twoi senatory poradzili mu, aby cię nieodłącznie przy sobie trzymał i wszędzie za sobą ciągał, tak żebyś od tej włóczęgi umarł, jako że tych trudów nie zniesiesz. A ojciec powiedział: »Dobrze, niech tak będzie«. Dowodził mu zaś książę Menszyków, że w zakonie będziesz miał spokój, to i długo pożyjesz. Dziwno mi, że cię dawno już nie wzięli. A może i tak uczynią: gdy będziesz w ziemi duńskiej, ojciec pod pozorem nauki wsadzi cię na jaki kręt wojenny i wyda rozkaz kapitanowi, iżby wszczął bitwę z poblizkim okrętem szwedzkim, a takim sposobem zginiesz; o tem była już wiadomość z Kopenhagi. Dlatego cię tam wzywają. Widzisz więc, iż okrom ucieczki, nie ma dla ciebie ocalenia. A samemu iść na własną zgubę, byłoby to całkiem głupio — zakończył Kikin i popatrzał bacznie na carewicza.
— A cóż to, miłościwy panie? — czemuś taki senny, jakby nieprzytomny? Czyś nie chory?
— Bardzom zmęczony — odrzekł poprostu carewicz.
Skoro już się pożegnali i rozeszli, Kikin nagle zawrócił się, dogonił go, zatrzymał i, patrząc mu prosto w oczy, rzekł powolnie, kładąc nacisk na każde słowo — a taka była siła przekonania w tych słowach, że carewiczowi pomimo jego obojętności obecnej mróz przebiegł po ciele.
— Jeżeli ojciec przyśle do ciebie kogo, by cię namawiał do powrotu i obiecywać będzie przebaczenie, nie jedź: głowę ci publicznie zetnie.
Strona:Antychryst.djvu/372
Ta strona została przepisana.