Strona:Antychryst.djvu/387

Ta strona została przepisana.

Tak wykrzykiwali naprzemian, rozdrapując nawzajem swe serdeczne rany.
Carewicz przysłuchiwał się im, patrzał na willę i mimowolnie się uśmiechał. Dziwne było przeciwieństwo tych marzeń tak prozaicznych i tej rzeczywistości fantastycznej.
Po drodze ognistej na morzu inna płynęła łódka, pozostawiając czarny ślad na drżącem złocie fal. Dał się słyszeć dźwięk mandoliny i pieśń nucona przez młody głos niewieści:

Quant’é bella giovinezza
Che si fugge tutta via.
Chi vuol esser lieto, sia
Di doman non c’é certezza.

Pieśń tę ułożył Warzyniec Wspaniały, Medyceusz, na uroczystość florentyńską tryumfalnego pochodu Bachusa i Ariadny. Słychać w niej było krótką radość odrodzenia i wieczną po niem tęsknotę.
Carewicz słuchał nie rozumiejąc słów, ale muzyka pieśni napełniała jego duszę tęskną słodyczą.

O jak piękna jest młodość
A jak szybko przemija
Ciesz się szczęsną jej chwilą,
Jutro zawsze niepewne.

— Oj, a gdyby tak zanucić naszą rosyjską — błagał Ezopek Eufrozynę. Chciał nawet przed nią