Strona:Antychryst.djvu/395

Ta strona została przepisana.

— Łżesz ty wszystko, Ezopku — mówiła, ale chciwie go słuchała.
— Wenecya cała stoi na morzu i po wszystkich ulicach i zaułkach woda morska i łódkami po niej jeżdżą. Ani koni, ani innego bydlęcia ani osła. Także karet, wozów nie ma wcale, a o saniach ani słyszeli. Po całem mieście pływają zwoszczyki w łódkach, które tam zowią gondolami. Długie one i wązkie a na środku przykrycie z kryształowemi oknami i całe te gondole czarnemi suknami pokryte, jak trumny. Przedziwne także w owej Wenecyi opery i komedye, jakich na świecie gdzieindziej nie ujrzeć, a pałace, w których te opery dają, zowią się u Włochów teatrum i odgrywają na onych teatrach historye o przesławnych bogach i ludziach heleńskich i rzymskich i mnóstwo się schodzi na one widowiska ludzi a takóż na maszkary w przebraniach różnych, iżby jeden drugiego nie poznał. W czasie karnawału odprawiają te maszkary na ulicach, chodzą, jeżdżą z muzyką, tańcują i cukry zajadają i piją różne limonady i inne napoje. I tak wciąż weselą się w Wenecyi, a przytem i grzeszą nie mało, skoro bowiem zejdą się na owe maszkary, to niewiasty i panny zabawiają się z różnymi cudzoziemcami, nie dbając przytem zgoła na wstyd. A lud niewieści w Wenecyi bardzo nadobny kształtem i do grzechu bardzo się nakłania. Dziewki mieszkają też społem w oddzielnych domach i na sprzedaż się wystawiają, za grzech