Strona:Antychryst.djvu/41

Ta strona została przepisana.

jak słońce tle ognistem, wystąpił ostatni obraz: człowiek podobny do Tytana Prometeusza, wykuwający posąg z olbrzymiej płyty marmurowej, a nad nim oko Opatrzności w promieniach światła i napis: Deo adjuvante, »przy pomocy Bożej«. Płyta kamienna oznaczała Ruś Starą, nie dokończony, lecz podobny już do bogini Wenus posąg — nową Rosyę. Rzeźbiarzem był Piotr.
Obraz niezupełnie się udał: posąg zbyt prędko spłonął, zwalił się do nóg rzeźbiarza i rozleciał w kawały. Rzeźbiarz tymczasem uderzał w próżnię, wkrótce rozsypał się i młot i opadła trzymająca go ręka. Zmierzchło oko Opatrzności, jakby złowieszczo i podejrzliwie mrugając.
Nikt zresztą nie zwrócił na to uwagi, wszyscy bowiem zajęci byli nowem widowiskiem. W kłębach dymu, oświeconego tęczą ogni bengalskich, zjawił się olbrzymi cudotwór, ni to koń, ni to smok, z ogonem pokrytym łuskami, o skrzydłach najeżonych kolcami. Płynął po Newie od twierdzy do ogrodu letniego, ciągniony na linie przez mnóstwo łódek, napełnionych wioślarzami. W olbrzymiej muszli na grzbiecie cudotworu siedział Neptun z długą białą brodą i trójzębem u nóg jego Syreny i Trytony, trąbiące w trąby olbrzymie: »Trytony północnego Neptunusa, na trąbach swoich przez morza płynące, cara rosyjskiego sławę roznoszą« — objaśnił jeden z widzów, kapelan floty — Hawryło Burzyński. Cudotwór wlókł za sobą sześć par pustych, szczelnie zatka-