Strona:Antychryst.djvu/410

Ta strona została przepisana.

Eufrozyna, przy wejściu Weinharta, zdążyła narzucić na swój brudny szlafrok ozdobny kontusik, a na nieuczesane włosy wspaniały czepiec z koronkami brabanckiemi, przyczem upudrowała się trochę i nawet przylepiła muszkę nad lewą brwią, jak widziała w Rzymie, na Corso, u pewnej przybyłej z Paryża kokoty. Zniknął z jej twarzy wyraz nudy, ożywiła się cała i chociaż ani słowa nie rozumiała, ani po francusku, ani po niemiecku, domyślała się jednak tego, co mówił niemiec o męzkim ubiorze, zaśmiała się chytrze, poczerwieniała, zakrywając twarz rękawem, jak czynią dziewki wiejskie.
— Ot kogo jej się zachciało kokietować — pomyślał carewicz — świńską mordę niemiecką; ale jej wszystko jedno, byle nowy. Och, wy córeczki Ewy. Baba i czart, jedno warte drugiego.
Po odejściu Weinharta począł czytać listy. Najważniejsze było doniesienie Pleiera.
»Pułki gwardyi, złożone przeważnie ze szlachty, razem z pozostałą armią, uczyniły zmowę w Meklemburgii, aby cara zabić, a carową wraz z młodszym carewiczem, oraz obiema carewnami tutaj przywieść i zamknąć w tym samym monasterze, gdzie obecnie stara carowa, tę zaś wyswobodzić i synowi jej prawowitemu następcy rządy oddać«.
Carewicz wypił duszkiem dwa kieliszki wina mozelskiego, wstał i począł chodzić żywo po pokoju, mrucząc coś i machając rękami. Eufrozyna