Strona:Antychryst.djvu/433

Ta strona została przepisana.

— Niedorzeczność! — przerwał carewicz. Nie rozpocznie z powodu mojego ojciec wojny z cesarzem.
— Wojny nie rozpocznie — zgodził się Tołstoj. — Ale cesarz i bez wojny ciebie wyda. Żadnej z tego nie może mieć korzyści, że na swych terytoryach pobytu tobie dozwala. A obietnicę, że ci opieki swej udzieli, już względem ciebie wypełnił, bo teraz, kiedy ojciec przebaczyć ci raczył, zobowiązanie cesarza ustaje. I z pewnością nie będzie on miał ochoty, by wbrew wszelkim prawom, nadal zajmować się tobą i narażać się na wojnę z carem. Zwłaszcza, że teraz właśnie na dwie strony wojnę prowadzi: z Turcyą i Hiszpanią. Wiadomo ci przecie, że flota hiszpańska stoi między Neapolem a Sardynią, w zamiarze atakowania Neapolu, i że szlachta tutejsza sprzyja zamiarom Hiszpanii. Nie wierzysz mi, spytaj się wice króla: dostał właśnie od cesarza list własnoręczny, w którym cesarz zaleca mu, aby wszelkimi sposobami wpływał na ciebie i nakłonił cię do zgody z ojcem, w ostatecznym razie zaś, by namówił cię do wyjazdu gdziekolwiekbądź, byle tylko po za granice terrytoryum cesarskiego. A jeżeli nie wydadzą cię dobrowolnie, car nastawać będzie siłą oręża. Dlatego wojska swoje w Polsce trzyma, by je rozmieścić na kwaterach zimowych na Śląsku, skąd zaś już niedaleko do dzierżaw cesarskich.
Tołstoj zajrzał mu w oczy jeszcze natrętniej i z lekka dotknął jego ręki: