Strona:Antychryst.djvu/446

Ta strona została przepisana.

Rumiancew skarżył się na jakąś dziewczynę, Kamillę, która w przeciągu tygodnia zdołała wyłudzić od niego więcej niż sto cekinów.
— Dziewki tutejsze, strasznie na brata naszego zachłanne!
Piotr Andrejewicz przypomniał sobie, że sam tu właśnie w Neapolu, był przed laty także zakochany; o miłości tej opowiadał zawsze jednemi i temi samemi słowami:
— Rozkochała mnie w sobie siniora Francesca i była panią moją przez cały czas pobytu mego w Neapolu. Tak byłem w niej rozkochany, że godziny jednej bez niej przeżyć nie mogłem, a kosztowała mnie przez dwa miesiące tysiąc czerwonych złotych. Rozstawałem się z nią w głębokiej boleści, i do tej jeszcze chwili amor serca mego nie porzucił..
Westchnął głęboko i uśmiechnął się do ładniutkiej sąsiadki.
— A cóż nasz zwierz? — zapytał nagle z miną niedbałą, jakby to była jedna z jego spraw najmniejszej wagi.
Rumiancew opowiedział mu o wczorajszej swej rozmowie z Ezopkiem.
Nastraszony groźbą Tołstoja, że go się schwyci przemocą i odstawi, jako zbiega do Petersburga, Ezop, mimo swego przywiązania do carewicza, zgodził się być szpiegiem i donosić codziennie o wszystkiem, co się działo w domu carewicza.