Dawno już instynktownie odczuwał, że jedna tylko Eufrozyna mogłaby, jeśliby zechciała, nakłonić carewicza do powrotu — i że w niej, może ostatnia pomyślnego wyniku nadzieja. Napisał przecież do cara: »Niepodobna opisać, jak carewicz dziewkę tę kocha, jaką opieką ją otacza«. Przypomniał sobie także słowa Weinharta: »Najbardziej dlatego boi się jechać do ojca, żeby go nie rozłączono z tą dziewką. A teraz chcę go nastraszyć, że to rozłączenie bezwarunkowo nastąpić będzie musiało, jeśli do ojca nie wróci. A chociaż takiego przymusu bez wyraźnego rozkazu wykonaćby nie można, to w każdym razie zobaczymy, co z tego wyniknie«.
Tołstoj postanowił jechać natychmiast do wicekróla i żądać od niego, aby zgodnie z wolą cesarza, rozkazał carewiczowi oddalić od siebie Eufrozynę. — »A potem to już Rumiancew ze swoimi amorami reszty dokona — pomyślał z taką nadzieją, że serce bić mu poczęło. — Pomagaj Venus miłościwa! Ot, czego rozum i polityka nie dokazały, dokaże głupiec z amorami«.
Zrobiło mu się zupełnie wesoło na sercu. Patrząc na sąsiadkę, rozpoczął nucić z zupełnie już wyraźną intencyą zaczepki:
Patrz na róże, które w wieńcach
Krasy młodej, purpurowej
Przyozdabia kwiatów bieli!