Strona:Antychryst.djvu/458

Ta strona została przepisana.

rozumieć... Dosyć już tego... cierpiałam, ale dalej niemogę. Na szubienicę iść, albo w przerębel się rzucić, to samo, co twoją żoną zostać. Lepiej było zabić mię wtedy od razu, nożem po gardle przejechać. Carycą będziesz, ot jaką sobie przynętę obmyślił. A może mój wstyd dziewiczy i wola moja droższe mi od twego carstwa? Napatrzyłam się ja dosyć na wasze rody carskie — srom i grzech, nic więcej! U was na dworze, tak jak w norze wilczej: jeden patrzy na drugiego, jakby mu gardło poderżnąć. Ojciec twój — zwierz duży, ty — zwierz mały. A jeden drugiego pożre. Gdzie tobie z nim wojnę toczyć? Dobrze ojciec zrobił, że cię dziedzictwa tronu pozbawił! Jakżeby to taki, jak ty człowiek, carem mógł być samodzierżawnym? Dyaczkiem tobie zostać, pacierze klepać, świętoszku! Żonę zamorzył, dzieci porzucił, dziewki nierządnej stał się kochankiem, a teraz puścić jej od siebie niechce! Wstrętny jesteś, rozumiesz, wstrętny i plugawy! Ot i teraz baba ci w oczy wymyśla, a ty milczysz, ust otworzyć się nie ośmielisz! Pfuj, bezwstydny! Gdybym cię jak psa zbiła i skopała nogami, a później gwizdnę na ciebie, polecisz za mną! I taki, ot, miłości chce dla siebie? Czyż takiego, jak ty, kochać można?...
Aleksy patrzył na nią i nie mógł jej poznać. W świetle promienistem ognisto rudych włosów, twarz jej blada, jakgdyby oświecona niesamowitym płomieniem, wyraz miała straszny, ale zara-