Strona:Antychryst.djvu/460

Ta strona została przepisana.

Z pośpiechem zawiązywała rzeczy w węzełek, jak gdyby chciała natychmiast uciec od niego. Węzełek był nieduży: trochę bielizny, dwie, trzy skromne suknie, które sobie sama uszyła, i dobrze pamiętna Aleksemu stara, panieńska jeszcze szkatułka ze złamanym zamkiem i poszczerbionym ptakiem, dzióbającym winne grona. W szkatułce tej Eufrozynąa, jeszcze jako dziewka dworska w domu Wiazemskich, gromadziła sobie posag. Drogie stroje i klejnoty darowane jej przez Aleksego, starannie odkładała na bok, okazując, że niczego od niego przyjąć nie chce. Uraziło go to więcej, niż wszystkie jej zelżywe słowa.
Skończywszy pakowanie, usiadła przy nocnym stoliku, wytarła pióro i zaczęła pisać powoli, z wysiłkem, stawiając po kolei, rysując niejako każdą literę. Aleksy niepostrzeżenie poszedł do niej z tyłu, na palcach, zajrzał przez jej ramię i przeczytał pierwsze, kilka wierszy:
»Aleksandrze Iwanyczu!«
»Że to carewicz hce jehać do papieża, a ja nie hcę, żeby jehał, a on nie słócha, tylko się złości, to może wasza miłość pżyśle po mnie jak najprendzej a najlepiej sam nieh przyjedzie, by mnie siłom nie wywiuz, bo bezemnie nigdzie nie pojedzie«.
Podłoga skrzypnęła. Eufrozyna prędko się odwróciła, krzyknęła i zerwała się z miejsca. Stali oboje, milcząc, bez ruchu, twarzą w twarz, i patrzyli sobie w oczy długiem spojrzeniem, zupeł-