Do Królestwa niebieskiego.
A druga droga zawiedzie
Do mroku piekielnego.
— Iwanuszka, chodź na wieczerzę — odezwał się głos z drugiego końca tratwy, gdzie na kamieniach płonął ogień; i kociołek widać w nim było zawieszony na trzech złożonych na krzyż żelaznych prętach.
Iwanuszka nie słyszał i śpiewał dalej.
Dokoła ognia siedzieli i rozmawiali oprócz flisaków i burłaków: stary raskolnik Korneli, głoszący samopalenie i wędrujący z Pomorza do Kierżańskich lasów za Wołgą; jego uczeń, zbiegły żak moskiewski, Tichon Zapolski; zbiegły artylerzysta astrachański, Aleksy Semisażeny; zbiegły majtek z zarządu admiralicyi, Iwan Iwanow syn Budłowa; poddiaczy Łarion Dukukin; stara Witalia z sekty biegunów, wiodąca, jak sama mówiła, żywot ptasi, w wiecznej podróży, z powodu czego zwano ją Witalią, bo wszędzie witała, nigdzie dłużej nie zatrzymując się; jej nierozłączna towarzyszka Kilikia Bosa, opętana, która w wątrobie djabelskie opętanie miała — i inni różnego stanu i pochodzenia »ludzie ukryci«, uciekający od nadmiernych podatków, powinności żołnierskich, od katorgi, rwania nozdrzy, golenia bród, dwupalcowego żegnania się i »innych strachów antychrystowych«.
— Żałość na mnie wielka napadła — mówiła stara Witalia, choć cała pomarszczona jak jabłko