nowania ludzi i strzegą ich w ukryciu na wyspie jeziora Kottina. Żołnierze dzień i noc na warcie przy nich stoją.
Były to znaki rekruckie, zaprowadzone przez Piotra, o których w roku 1712 pisał car do jenerała upełnomocnionego, księcia Jakóba Dołgorukiego: — »a dla poznaki rekrutów znaczyć — na lewej ręce nakłuwać igłą krzyże i nacierać prochem«.
— Kogo przypieczętują, temu i chleba dadzą, a na kim pieczęci nie będzie, ten chleba nie dostanie, choć z głodu umieraj. Och bracia, bracia kochani, straszna rzecz!
— Z głodu wszyscy cisnąć się będą do syna zatracenia i pokłonią mu się — potwierdził stary Korneli.
— A innych to już napiętnowali — ciągnął dalej Pietko — i mnie oto i mnie nieszczęśliwego.
Z trudnością prawą ręką podniósł bezwładnie wiszącą lewą rękę i przy świetle ogniska pokazał obecnym między wielkim a wskazującym palcem piętno rekruckie, wybite igłami żelaznemi stępla rządowego.
— Jak tylko przypieczętowali, ręka schnąć poczęła. Schnęła i wyschła: najprzód lewa, a potem i prawa. Chcę się przeżegnać, nie mogę podnieść ręki.
Wszyscy ze strachem poczęli oglądać ciemne piętno na blado żółtej skórze wyschłej, jakby martwej ręki.
Strona:Antychryst.djvu/74
Ta strona została przepisana.