Strona:Antychryst.djvu/86

Ta strona została przepisana.

razu, kładło na nich głowy szeregiem. W czasie, gdy car ucztował w pobliskim dworcu, którego okna wychodziły na plac, bojarowie z jego najbliższego otoczenia ścinali głowy. Niezadowolony z ich roboty — albowiem ręce nieumiejętnych katów drżały — kazał car przywieść do stołu, przy którym ucztował, dwudziestu skazańców i własnoręcznie ich tracił przy dźwiękach muzyki. Wychylał puchar i ścinał głowę; puchar za pucharem, cięcie za cięciem; wino i krew razem się lały; wino mięszało się z krwią.
Ujrzał też Tichon i szubienicę, wzniesioną na podobieństwo krzyża dla buntowniczych popów strzeleckich, których wieszał sam wszechmocny patryarcha Nikita Zotow; widział i mnóstwo używanych do tortur kół z przywiązanymi do nich członkami ciał torturowanych, a także żelazne pale, na których sterczały na wpół zgniłe głowy: ukaz carski wzbraniał je zdejmować, dopóki całkiem nie zgnije. Powietrze przepełnione było trupim odorem; kruki stadami unosiły się ponad placem. Chłopiec utkwił oczy w jedną z głów. Sterczała wyraźnie na tle przeźroczystego firmamentu, na którym unosiły się lekkie złociste i różowe obłoczki; w dali widniały płonące ogniście kopuły soborów Kremlu i słychać było odgłosy śpiewów nieszpornych.
Nagle zdało się Tichonowi, że wszystko — i niebo i kopuła cerkiewna i ziemia pod nim zachwiała się, że on sam w przepaść jakąś leci.