Strona:Antychryst.djvu/87

Ta strona została przepisana.

W głowie sterczącej na palu z czarnymi otworami zamiast wyciekłych oczu, poznał głowę ojca.
Zagrzmiał odgłos bębnów. Z poza węgła wystąpiła rota Preobrażeńców, otaczająca wozy z nowemi ofiarami. Skazańcy siedzieli w białych koszulach z gorejącemi świecami w rękach, ze spokojnemi zupełnie twarzami. Na przodzie jechał na koniu człowiek wysokiego wzrostu. Twarz jego spokojna też była, lecz straszna. Był to Piotr.
Tichon nigdy go przedtem nie widział, lecz teraz natychmiast poznał. I zdało mu się, że martwa głowa ojca z swemi pustemi oczodołami patrzy prosto w oczy cara. W tej chwili padł bez zmysłów. Cofający się przed Piotrem tłum rozdeptałby chłopca, gdyby nie spostrzegł go stary przyjaciel Pachomycza, niejaki Grzegorz Talicki. Podjął go z ziemi i odniósł do domu. Tichon tej nocy dostał takich gwałtownych konwulsyj, jakich nigdy przedtem nie miał. Zaledwie zdołano go utrzymać przy życiu.
Grzegorz Talicki, człowiek nieznany i biedny, utrzymujący się z przepisywania starych ksiąg i rękopisów, jeden z pierwszych zaczął dowodzić, że Piotr jest Antychrystem. Oskarżono go następnie przy śledztwie, jako powodowany wielką gorliwością przeciw Antychrystowi, z zabobonnym strachem zaczął głosić pomiędzy ludem złe i buntownicze rzeczy przeciwko carowi. Ułożywszy pismo o przyjściu Antychrysta i o końcu świata,