Strona:Antychryst.djvu/88

Ta strona została przepisana.

rozrzucił je pomiędzy ludem, aby go buntować przeciwko carowi. Grzegorz bywał często u Pachomycza i rozprawiał z nim o carze-antychryście i o czasach ostatecznych. Stary Korneli, mieszkający wówczas w Moskwie, uczestniczył też w tych rozprawach. Mały Tichon przysłuchiwał się rozmowom trzech starców, którzy jak kruki złowieszcze o zmierzchu w opustoszałym domu zbierali się i krakali: »Zbliża się koniec wieku, nastały czasy ostatnie, lata przyszły, lata ciężkie! Zbrakło wiary prawej, nie stało murów obronnych, nie stało słupów mocnych, zginęła wiara chrześciańska. A w czasy ostateczne będzie przyjście antychrysta: ziemia cała się zapali, wypali się w głąb na sześćdziesiąt łokci za wielkie nasze bezprawia«. I opowiadali o ukazującym się widzeniu straszliwego, czarnego węża, który w cerkwiach nikoniańskich podczas nabożeństwa wisi na ramionach archirejów na miejscu świętej stuły, albo nocą pełza dokoła murów dworca carskiego, wpełza do komnat i szepce carowi na ucho. I te rozmowy ponure przechodziły w bardziej jeszczee ponure pieśni:

Mówi Chrystus Król Niebieski:
Och, wy ludzie, moi ludzie.
Uciekajcie wy w pustynie,
W lasy ciemne i w wertepy;
Zasypujcie się, o mili,
Rudo-zółtemi piaskami,