w kącie przed obrazami, otworzył drzwiczki pieca, rzucił weń cały zeszyt i czekał, mieszając pogrzebaczem węgle i popiół, aby wszystek papier do cna się spalił, a gdy pozostał sam tylko popiół, podszedł do Dokukina, który, stojąc, nieruchomo wodził za nim oczami, położył mu rękę na ramieniu i rzekł:
— Słuchaj stary, nikomu o tobie nie powiem. Widzę żeś człek sprawiedliwy. Wierzę ci. Powiedz czy dobrze mi życzysz?
Dokukin nic nie odpowiedział, ale tak popatrzył na carewicza, że odpowiedzi żadnej nie było potrzeba.
Jeśli mi życzysz dobrze, wyrzuć z głowy te myśli durne. O pismach buntowniczych nie śmiej i pomyśleć — nie takie teraz czasy. Jeśli cię schwycą a dowiedzą się, że byłeś u mnie, to i mnie bieda będzie. Idź sobie z Bogiem, a więcej do mnie nie przychodź i nikomu o mnie nie mów. Gdy cię pytać będą, milcz. A wyjeżdżaj jak najprędzej z Petersburga. Bacz-że Łarion. Czy będziesz pomnieć na mą wolę?
— A jakże mam nie pomnieć — rzekł Dokukin. — Bóg widzi do śmierci ja twój wierny sługa.
— A o donosie na ciebie nie troszcz się — ciągnął Aleksy. — Powiem słowo, gdzie trzeba. Bądź spokojny; uwolnią cię od wszelkiej odpowiedzialności No idź już... albo nie — poczekaj; daj chustkę.
Strona:Antychryst.djvu/9
Ta strona została skorygowana.