chryst panuje. Do grodu niewidzialnego przez gąszcze i knieje jedna tylko wąska wiedzie ścieżka, otoczona wszelakiemi dziwami i strachami, ścieżka Batyja, której nikt nie znajdzie, krom wybranych przez Boga samego, aby przebywali w tem schronieniu świętem.
Słysząc te opowieści, wyrywał się Tichon w te lasy i pustynie. Z niewypowiedzianą, a słodką tęsknotą powtarzał za Pachomyczem stary wiersz o młodym pustelniku Jozafie carewiczu:
Matko ty krasna pustynio!
Pójdę przez lasy, moczary,
Pójdę przez góry, wertepy,
Postawię chatkę maleńką,
Rad w niej swą młodość ukryję,
Ja młody Jozafi carewicz
W zielonej w krasnej dąbrowie;
Kukułka kukać w niej będzie
I głos swój miły wypuści
I ona uczyć mnie będzie.
U ciebie matko pustynio
Kłody zgniłe —
Rajską mnie karmią
Słodyczą cukrową,
A wody chłodne
Napojem miodowym.
Od najwcześniejszego dzieciństwa doznawał niekiedy Tichon, szczególniej przed atakami swej