choroby, osobliwego uczucia, które, do żadnego innego niepodobne, pełne było przestrachu, a zarazem słodyczy jakowejś, zawsze nowe i zawsze znane dobrze. W uczuciu tem bywał strach i zadziwienie i wspomnienie jakby z innego jakiegoś świata, ale najwięcej — ciekawości i pragnienie, aby stało się coś, co stać się miało. Nigdy z nikim o tem nie mówił i nie umiałby nawet wyrazić tego, co czuł. Następnie, kiedy zaczął myśleć i zastanawiać się, uczucie to zlewało się z myślą o końcu świata i o Wtórnem Przyjściu.
Niekiedy najbardziej złowieszcze krakania trzech starców nie czyniły na nim wrażenia. A jakaś rzecz przypadkowa: barwa, dźwięk, zapach, wzbudzały w nim to uczucie z niezwykłą siłą.
Dom jego stał na skłonie gór Worobjewych. Ogród zakończony był urwiskiem, z którego widna była cała Moskwa — grupy czarnych chat, przypominających wieś, a nad niemi sterczały białe mury Kremlu z kopułami złocistemi niezliczonych cerkwi. Z tego urwiska spoglądał nieraz chłopiec na owe wspaniałe a straszliwe zachody, które zdarzają się niekiedy późną, burzliwą jesienią. W martwo-sinych, liliowych, czarnych, niekiedy płomienisto-czerwonych, jakby okrwawionych chmurach, zdało mu się widzieć olbrzymiego węża, otaczającego w krąg całą Moskwę lub też Zwierza siedmiogłowego, na którym siedziała nierządnica z czaszą obrzydliwości, lub wojska aniołów, które ścigały czartów, rażąc ich
Strona:Antychryst.djvu/91
Ta strona została przepisana.