Strona:Antychryst.djvu/92

Ta strona została przepisana.

ognistemi strzałami tak, iż rzeki krwi lały się po niebie. Niekiedy zjawiał mu się w blaskach tęczowych Sion, gród niewidzialny, zstępujący z nieba na ziemię w dniu chwały Pańskiej, w dniu Sądu ostatecznego. Jak gdyby tam na niebie pełniło się już w znakach tajemniczych to, co w przyszłości na ziemi ma się spełnić. I znane mu dobrze uczucie końca porywało go nagle. Toż samo uczucie budziły w nim i niektóre codzienne drobiazgi życia: zapach tytoniu, widok pierwszej, jaka mu się nastręczyła, książki ruskiej drukowanej w Amsterdamie wedle ukazu Piotra nowo wynalezionemi »grażdańskiemi literami«: widok napisów nad nowemi sklepami w słobodzie niemieckiej; szczególna forma peruk ze śmiesznymi lokami jak żydowskie pejsy lub psie uszy; szczególny wyraz na starych obliczach rosyjskich, nie dawno brodatych a co tylko ogolonych.
Pewnego razu ludzie carscy schwycili przy rogatce miejskiej ośmdziesięcioletniego dziada Jeremicicza, pasiecznika, który mieszkał w ogrodzie przy domu Tichona, schwycili go, ogolili przemocą brodę i oberznęli wedle oznaczonej miary do kolan poły długiego kaftana. Dziad powróciwszy do domu płakał jak dziecko; potem wkrótce zachorował i umarł ze zmartwienia. Tichon lubił i serdecznie żałował starca, ale na widok płaczącego z oberżniętą suknią i z ogoloną brodą dziada nie mógł wstrzymać się od śmiechu tak dziwnego i nienaturalnego, iż Pachomycz przestra-